ntprzygody@gmail.com
Zaopatrzeni w przysmaki udaliśmy się w drogę powrotną do „domu”. Wybraliśmy tę samą trasę licząc ponownie na piękne widoki. Widoków nie było! Zaraz po wjechaniu w góry wszystko wokół spowiła gęsta, mleczna mgła… To była dłuuuuga droga powrotna…
Właścicielka naszego pensjonatu, dowiedziawszy się o naszej wyprawie do stolicy, postukała się w głowę i oznajmiła, że w taką pogodę (pochmurną i deszczową) do Podgoricy jedzie się przez Virpazar (okolice Jeziora Szkoderskiego, około 75 km), a nie przez góry! Tak więc pamiętajcie o tym jeżeli kiedyś będziecie w tym pięknym kraju!
Pomimo ostatniego mglistego akcentu dzień był całkiem udany. Szczególnie dla chłopaków, bo do ich kolekcji resoraków przybyły dwa nowe ;-)
Polecane
Na Tropie Przygody
Do stolicy Czarnogóry wybraliśmy się w pewien deszczowy dzień. Deszczowy był tylko na wybrzeżu. Na równinie Zeta (otoczonej górami), gdzie leży Podgorica aura była pochmurna, ale na szczęście nie padało. Wyruszyliśmy z Budvy drogą 2-3 przez Cetinje. Coś niesamowitego! Trasa wznosi się na wysokość około 900 m n.p.m i jest wyjątkowo widokowa! Nawet w czasie brzydkiej pogody. Jeżeli tylko nie boicie się prowadzić auto po niezbyt szerokich serpentynach wijących się po skalnych zboczach koniecznie wybierzcie tę drogę (jest alternatywna, ale o tym za chwilę). Niestety ze względu na małą szerokość jezdni i brak miejsc do zatrzymywania się nie udało nam się zrobić zdjęć :-(
Podgorica – dawniej Titograd (nadal międzynarodowy skrót nazwy lotniska Podgoricy to TGD) – licząca około 130 tys. mieszkańców raczej nie zachwyca. To delikatne określenie… Z punktu widzenia rodziców małymi dziećmi nie ma tam nic godne uwagi (wartego zainteresowania). Bloki, bloki i jeszcze raz bloki – większość starych, brzydkich i brudnych. Nie ma nawet specjalnie zabytków, ponieważ miasto prawie całkowicie zniszczyły bombardowania alianckie w czasie II Wojny Światowej, a potem swoje pięć groszy dorzuciło wielkie trzęsienie ziemi z 1979 roku.
Jedyna budowla, która w jakikolwiek sposób wyróżnia się w zabudowie Podgoricy to ulokowana w dzielnicy Novi Grad Cerkiew Zmartwychwstania Pańskiego – sobór katedralny, o którym przewodnik Pascala wzmiankuje, że to drugi co do wielkości na Bałkanach.
Nie udało nam się wejść do środka, ponieważ akurat rozpoczynała się ceremonia ślubna.
Nie pozostało nam nic innego, jak poszukać sklepu z zabawkami. I udało się go znaleźć w jednej z galerii handlowych u wylotu z miasta w stronę Cetinje. Najbardziej jednak zadowoleni byliśmy z faktu, że udało nam się trafić na targ (też w dzielnicy Novi Grad), na którym kupiliśmy odrobinę lokalnych serów domowej roboty sprzedawanych prosto z drewnianych i plastikowych wiaderek. Były pyszne i pomimo naszych lekkich obaw co do "skutków ubocznych" smakowaliśmy je łapczywie. Rewolucji żołądkowych nie było. A prawdziwy Kajmak to bajka!
Chłopaki serami nie byli zachwyceni, ale za to podskakiwali z radości na widok pachnących, dojrzałych truskawek, które po czarnogórsku nazywają się „jagody” :-)
Podsumowanie: Podgorica najlepsze wrażenie robi z daleka…